Do Punta del Diablo jechalismy na pewniaka tzn.przez booking.com zarezerwowaliśmy(bez opłat) pokój w hostelu,który oferował najkorzystniejszą zniżkę 850UR$ za 3 noce.
W końcu sobie odpoczniemy,zrobimy pranie,ogólny restart myśleliśmy sobie.
Gdy dotarliśmy na miejsce zaczynało się robic ciemno i pokropywał deszcz.Kierowca wysadził nas w centrum wioski,gdzie praktycznie nie było oznaczeń i żywej duszy,żeby zapytać o droge.Dobrze że był posterunek policji tam policjantka wskazała droge,gdzie może być nasz hostel,pewności nie miała.Po ok 1km znależliśmy hostel ten sam co na zdjęciu w booking.Wkraczamy na teren a tam cisza,hostel opustoszały doszczętnie.Jedynie żażyły światełka przy drzwiach .Sąsiedzi zdziwieni że pytamy o ten hostel,nic nie wiedzą.Fantastycznie!
Było już za późno żeby szukać czegoś innego,zaczeliśmy rozglądać się za odpowiednim skrawkiem ziemi pod namiot.Łukasz dla pewności sprawdził wszystkie klamki w drzwiach .... i ..... jest jeden otwarty :)Wchodzimy .Była to jakaś komunalna klitka.W pierwszym przedsionku poskładane plastikowe krzesła i stolik,dalej schodki od basenu itp. w drugiej natomiast znajdowało sie podwójne wyro,telepudło i łazieneczka.Elegancko,tylko że cały obiekt miał odcięty prąd i wodę.Nic nie szkodzi bo i tak wystarczy nam wyro i dach nad głową na tę noc,a jutro poszuka się czegoś innego .
Nastepnego dnia po 8 szybko się spakowaliśmy i ruszyliśmy w poszukiwaniu lokum.Dosyć ciężko znaleść coś w miejscu,które wydaje się opuszczone i nikogo nie widać.Idąc w kierunku centrum dołącza do nas szajka psów.Nie opuszcza nas na krok,nawet jak wchodzimy do sklepu zasięgnąć info .Snując się po wiosce widzieliśmy wiele nieczynnych hosteli,które tak naprawde były otwarte nikt ich nie zamykał.Okazało się że do otwarcia sezonu zostało jeszcze 2 tyg.
W koncu znaleźliśmy wspaniały hostel 100 metrów od wody.Nie przeszkadzało nam nawet,że ulokujemy się w dormitory.Widok zza okna rekompensował niedogodnąści związane z mieszkaniem z innymi ludzmi.660UR$ za 2 os.My się wprowadzalismy a w tym czasie wyprowadzał się Christoper z Austri który swoim Land Roverem jedzie w koło świata od 6 lat i jest dopiero w połowie-fajnie było pogadać.
Później poznaliśmy kolejnego współlokatora,który nastepnego dnia wyjechał (kolejne dni bylismy sami :)Serfera z Nowej Zelandii,przyjechał na miesiąc poserfować po wybrzeżach Urugwaju.Tu podobno są najlepsze fale w całym kraju,faktycznie fale nieustawały i były naprawde przeogromne.
Po 2 dniach spędzonych w tym pięknym miejscu stwierdziliśmy ,że mało nam i jeszcze tu posiedzimy.Coś nas tu trzymało.Nie mogliśmy opuścić tego miejsca bez wcześniejszej eksploracji całej okolicy.Wybraliśmy się do pobliskiego parku Santa Teresa.Żeby sie tam dostać przeszliśmy dobre kilka km plażą a wraz z nami zgrają psów aż 5.Gdy weszliśmy na teren parku jakiś gajowy poinformował nas,że wejdziemy ale bez psów.Tłumaczenia,że psy nie należą do nas nie poskutkowały.Gajowy się uparł .Won mi stąd.Trochę nakrzyczeliśmy na psiaki,że niby po tym się rozejdą a one jedynie patrzyły na nas tym smutnymi oczami i dalej szły za nami.Obraliśmy inną taktykę.Jak się dostać do parku inną drogą,albowiem wzdłuż plaży.Mieliśmy cichą nadzieje że w końcu znudzi im się łażenie za nami i pójdą sobie w innym kierunku,a one nie.Zaczeliśmy wydawac im głośne komendy by zostały.Poskutkowało.Oddaliliśmy się trochę w las bo znaleźliśmy jakąś ścieżynkę. Wędrowaliśmy w głąb parku a psy w dużej odległości za nami szpiegując.Śmiesznie to wyglądało.Pewnie zwęszyły nasze kanapki w plecaku.
Najpierw mineliśmy lagune-bajoro w lesie.Później piękne ogrody,kolejnie maszerowaliśmy drogą wzdłuż której rosły palmy.Siedziały tam stada papug.Dalej był teren zamknięty i zwięrzęta w klatkach,smutnieszy akcent parku.Na koniec spacerem do fortecy zbudowanej kiedyś przez portugalczyków,szkoda bo była zamknięta.Stamtąd o resztkach sił powrót do hostelu-zakwasy murowane.
Kolejnego dnia połamani po 15km spacerze dnia wcześniejszego,uskuteczniliśmy rozgrzewkę na zawkasy,bieganie po plaży,śniadanie i zwijka z hostelu.
Autobanem do Montevideo przesiadka i autokar do Buenos Aires.
Urugwajskie ceny :
przez 7 dni w Urugwaju wydalismy 10000Ur$ czyli około 1,5tyś zł.Żyjąc raczej oszczędnie (sami przyżądzalismy posiłki)
przelicznik 1zł = 6.9 Ur$
-kanapki : 40 Ur$ - rogal słodki z wędliną i serem
100 Ur$ kanapka duża
-yerba mate 50 - 60 Ur$ za 0.5kg
-gorąca woda-wrzątek do yerby 11-18 Ur$
-1kg mandarynek 20 Ur$
-termos 250 Ur$
-piwo 1L -66-80 Ur$
-nocleg-dormitory 660Ur$
-nocleg w Montevideo -dormitory 320Ur$ za 2 os.
Tu diabeł powiedział naszemu aparatowi dobranoc.licho nie śpi.padł spust migawki.serwis w Buenos Aires.