Jesteśmy w Urugwaju!
Autobus z Colon przywiózł nas przez granice trwało to troszkę(bo na granicy celnicy zabrali od wszystkich z autobusu dokumenty- nawet nie musieliśmy wysiadać)ale mieliśmy pieczątki z obu krajów bez biegania jak wcześniej.
Po wysiadce w Paysandu od razu skierowaliśmy się po bilet do Montevideo.Kilka firm przewozowych sprzedaje bilety do MV.Najwcześniejszy jaki był to 17:30 trochę późno,ale nie ma wyjścia.
Po 5h zawitaliśmy w Montevideo.Na przedmieściach widzieliśmy całe osiedla domków z tektury/lichej cegły coś ala nasze działki tylko że zdewastowane,odrapane i smutne.Wjeżdżając w głąb miasta już znacznie lepiej.Piękna architektura,wielgachne kamienice.Dużo opuszczonych starych budynków,które już dawno powinny być zburzone ale stoją chyba tylko ze względów wizualnych.Są piękne z zewnątrz natomiast w środku nie ma nic.Wyglądają jakby nikt się nimi nie interesował przypuszczamy że koszty renowacji są ogromne.
Hostelu wcześniej nie bukowaliśmy planowaliśmy znaleść coś taniego w okolicach terminalu jak w Asunción.Znaleźliśmy 3 z czego 2 były pełne a trzeci nie na nasz budżet.Spod dworca złapaliśmy taxe,która okrężną drogą zawiozła nas do hostelu Willy Fogg (wcześniej obczajony w necie)
Backpakerski klimat sprawił ,że zostaliśmy 2 noce.Pokoje na 16 osób - 8us$ za os. -160Uru$
Montevideo miasto z piękną architekturą,potężne kamienice bogacie zdobione z zewnątrz z okazałymi drzwiami.Artystyczne miasto z dużą kulturą.Można dogadać się po angielsku co nam bardzo ułatwia życie.
Pogoda coś nam chwilowo nie służy.Jest chłodno do 20C i pod wieczór rozpadało się.
Tutaj wszyscy biegają z termosami i kubełkami z yerbą mate.Więc i my zaopatrzyliśmy się w kubełek,rurkę,yerbe i termos.Czas na sprawdzenie co się kryje w tej yerbie i czy jest lepsza w pobudzaniu niż kawa.Pierwsze łyki nie przekonały nas do tego naparu,możliwe że za dużo liści zalaliśmy jak na pierwszy raz.Pierwsza esencja niesamowicie mocna w smaku ,gorzka,cierpka. Późniejsza zalewka znacznie lepsza.Wkręca się ;)