Przygodę w Peru zaczynamy od portowej miejscowości Puno leżącej nad jeziorem Titicaca.Na pierwszy rzut oka nie różni sie zbytnio standardem od boliwijskiego budownictwa czyli wiekszość budynków nie dokończona,nie otynkowana.Po ulicach jeżdżą riksze / tuk tuki co zagęszcza ruch i sprawia wrażenie hałaśliwego miasta.Zaraz na dworcu zagaduje nas naganiacz z propozycją hotelową.Cena 30 soli,super,bierzemy był to jak najbardziej dobry wybór.W Peru przyjeliśmy 1 sol = 1 zł.
Tego samego wieczoru robimy spacerek po centrum.Można zauważyć lepszy poziom życia od boliwijskiego.Pod głównym kościołem miasta obserwujemy próbe młodych ludzi-chłopaków z tradycyjnymi fujarkami,gdzie grają i śpiewają jedną melodie,obok dziewczyny tańczą swój układ.Następnego dnia oglądamy ich jak i wiele innych grup na ulicznym festiwalu.
Do Puno przyjechaliśmy w jednym celu,zobaczyć zamieszkałe pływające wyspy.W agencji wzieliśmy szybki pół dniowy tour,gdyż cena wydawała nam się Ok 20 S.Następnego dnia w cenie touru taxą dojeżdżamy do portu, gdzie wskakujemy do łajby.Wspólnie z przewodnikiem i kilkunastoma lokalnymi młodzikami zwiedzamy pływającą wioskę Uros.Przewodnik wraz z mieszkańcem wioski opowiadają i pokazują jak to wszystko funkcjonuje. Ciekawa sprawa,cała wioska podzielona jest na kilkanaście małych wysepek,gdyż tylko w taki sposób mogą kontrolować stan zanurzenia pływajacego"gruntu".Głównym źródłem utrzymania mieszkańcow jest turystyka,sprzedaż różnego rodzaju rękodzieła.Kokosów na tym nie zbijają - 60% mieszkańcow pracuje na lądzie.
Na koniec podpływamy do wysepki restauracyjnej,gdzie raczymy się rybką.