Przez to że z Granady nie było bezpośrednich połączeń do Salwadora,zmuszeni byliśmy udać się do stolicy.
Zrobiliśmy spory spacer po mieście wzdłuż głównej drogi.W sobotnie popołudnie miasto opustoszałe,znikomy ruch na ulicach.Zero innego turysty.Doszliśmy nad jezioro,gdzie znajdowały się knajpo-remizo-imprezownie.Muzyka tak głośna,że nieszło rozmawiać,pozostało wlewać albo tańczyć.Godzina 15 i już zaczynają party,no bo co tu robić.Nie zostaliśmy tam długo chcieliśmy przed zmrokiem grzecznie wrócić do hostelu,który podobno znajdował się na niezbyt bezpiecznej dzielnicy.