Do Tulum postanowiliśmy ruszyć na stopa.Przez godzinę nikt poza taksówkami nie chciał stanąć.Nie było wyjścia podjechaliśmy taxą do Limones skąd autobusem dojechaliśmy do celu.Na przystanku wymieniliśmy się info o hostelach z hiszpańską parą.Dzięki temu mieliśmy całkiem tanio spory pokój w rodzinnym hostelu.
Tulum to niewielka miejscowość,którą podzielić można na dwie części tą miastową i przybrzeżną turystyczną,raczej nie dla budrżetowych backpackerów.
W Tulum najlepszym środkiem transportu są rowery.Tak też udaliśmy się do ruin miasta Majów,usytuowanych nad samym klifem.Miejsce piękne,szczególnie plaża,szkoda tylko że tak dużo ludzi.
Po eksploracji większości okolicznych plaż udaliśmy się do pobliskiej cenoty (Grand Cenote)czyli oczka wodnego w skale.Na Yucatanie jest ich całkiem sporo.Świetne miejsce,woda zimniejsza niż w morzu akurat na ten skwar.
Jak się dowiedzieliśmy później autostop w meksyku jest nie legalny.Taksówkarze trzymają twardą rękę na kierowcach żeby przypadkiem nie zachciało im się kogoś podrzucić.