Lhasa jest gigantyczna.Spodziewalismy sie malej wioseczki a tutaj niespodzianka-Big City.W dodatku jest czysto,przestronnie bez zwierzynca na ulicach.Jedyna zmiana w otoczeniu jest dosc spora ilosc zolnierzy.Sa wszedzie:przy swiatyniach,straganach,przejsciach ulicznych.Az strach sie bac.Czasami trzeba sie pilnowac z robieniem zdjec i trzymac aparat z dala od nich.Widzielismy jak pewien pan skierowal obiektyw w strone jednego takiego zolnierzyka.Zostal slono skarcony.Naszczescie nie ma ich w swiatyniach,dzieki czemu mozna swobodnie zwiedzac i pstrykac foty(zazwyczaj platne).
Pierwszego dnia zwiedzilismy najwazniejsza swiatynie w Tybecie-JOKHANG.To wlasnie do niej wierni "wjezdzaja na slizgu"--Wierny unosi rece nad glowa(caly czas pograzony w modlitwie),nastepnie opada na kolana po czym przesuwa rece wzdluz tulowia do momentu,az calkowicie polozy sie na brzuchu i dotknie czolem podloza.Wyglada to jak zbiorowe cwiczenia gimnastyczne,ktore nie maja z tym nic wspolnego.Ci ludzie sa w pelnym skupieniu,wrecz w stanie medytacji.Caly tak zwany slizg powtarzany jest co 2 kroki-- Jokhang to niesamowite miejsce w ktorym gromadzi sie lud Tybetu,ktory podarza tutaj w tak trudny sposob.Dla nas cos niewyobrazalnego.Musi byc bardzo ciezko przemiezac km w taki sposob.Pelen szacu dla tych ludzi to sie nazywa prawdziwa wiara.(takie slizgi przydalyby sie naszym mocherowym beretom :)
Kolejny dzien byl rownie widowiskowy.Bylismy w palacu Potala oraz klasztorze Sera-2 co do wielkosci w Tybecie.Potala zimowa rezydencja Dalai Lamy prezentowala sie bardzo okazale.Lepiej z zewnatrz niz od srodka.
W klasztorze Sera bylismy swiadkami niebywalych cwiczen wyladowywania agresji przez mieszkajacych tam mnichow.Mnisi podzieleni na male grupki na placu dyskusyjnym odpytywali sie nawzajem. Padaly pytania lecz nie zawsze odpowiedzi.Robili to z wielka pasja ;) Dokladnie wygladalo to jak wielka klotnia,przy czym wykonywali odruchy zblizone do uderzen przeciwnika.Dobry sposob na wypuszczenie z siebie wszelkiego jadu.Po takiej sesji pewnie sa pokorni jak baranki.
Jutro opuszczamy Lhase i kierujemy sie do Changdu.Czeka nas 48h(3350km) jazdy pociagiem na twardych siedzeniach.Podobno hard core!