Wystartowalismy o 13:10 punktualnie co do minuty jak na bilecie.Dworzec kolejowy umieszczony jest na obrzezach Lhasy.Budynek niezly,nowy z duzej plyty,typowy dla komunistycznych Chin.Aby wejsc na dworzec obowiazkowo przeswietlaja nasze bagaze,klimat jak na lotnisku.Zaskoczyl nas kompletny brak sklepikow,spodziewalismy sie kramikow z jedzeniem.W wyniku czego zostalismy z siata owocow,ktore kupilismy wczesniej.Uratowal nas wagon restauracyjny.Sam pociag okazal sie naprawde niezly.Taki sam jak w UK.Ze wzgledow oszczednosciowych wzielismy najtansze bilety tzw.hard seats.Spodziewalismy sie twardych desek,a tu "luksus"calkiem wygodnie.Tyle ze trzeba siedziec caly czas wyprostowanym(ze spaniem lipa)Ludzi full,my jedyni biali w wagonie,kilku turystow,ktorzy tez jechali tym pociagiem spali osobno w kuszetkach.
Chinczycy ogolnie wydaja sie byc wporzadku,nie lampia sie nachalnie na nas.Szkoda ze ni w zab po ingliszu nie gaworza.Gadaja do nas cos po chinsku.Najlepsze widowisko jest jak zaczynaja jesc.Siorbia,mlaskaja robia wokol siebie chlew.Mamy wrazenie,ze ich hobby to jedzenie w szczegolnosci zupek chinskich.Bezustannie cos przegryzaja,popijajac zielona herbata po czym koncza szlugiem na korytarzu.
Wszystkie niedogodnosci w podrozy rekompensuja nam piekne widoki za oknem.Przez pierwszy dzien rozposcierala sie ogromna przestrzen niekonczacej sie wyzyny tybetanskiej.
Z naszego przewodnika po Chinach (ktory zostal zarekwirowany przez celnikow na granicy) dowiedzielismy sie ze ta linia od Lhasy jest najwyzej polozona linia kolejowa na swiecie.Byl moment,w ktorym jechalismy na ponad 5100 m.n.p.m.
PS: Jakosc fot nie jest perfekcyjna-zdjecia robione przez szybe ;)