Z pociagu wysiedlismy polamani,zmeczeni,brudni jednym slowem nie do zycia.W takim stanie dostalismy sie do naszej rodzinki z couchsurfingu u ktorej goscilismy 2 dni.Jeden z lepszych hostow.Lokum,ktore nam udostepnili okazal sie taras na dachu(7 pietrowego bloku)z kibelkiem, bierzaca woda i wspanialym ogrodem,gdzie nasza chinska kumpela Maria chodowala kwiatki,chinskie ziola itp.Mielismy swoj kawalek podlogi z ciekawym widokiem na miasto.Nie chcialo nam sie opuszczac tego miejsca.Goszczeni bylismy iscie krolewsko.
Maria gospodyni domu lat 56 i gospodarz Norman 76 angielski gentelman to wlasnie nasi znajomi z Chengdu.Norman pierwszego dnia oprowadzil nas po starym miescie,pokazal co lepsze obiekty turystyczne,centrum shopingowe i wiele innych miejsc.Bylismy w szoku,ze gosc w tym wieku ma taka kondycje.Przeszlismy pol miasta a on nawet specjalnie nie byl zmeczony.Maria rowniez prezetuje sie dosc sprawnie.Figura lachy z zurnala.Zdradzila nam swoj sekret mlodosci-plywa 2 razy tygodniowo,tanczy w parku tez 2 razy w tyg. i przede wszystkim zdrowo gotuje o czym moglismy sie przekonac.Ugotowala nam specyfiki tegoz tu regionu.Mniami,zazeralismy sie az uszy nam sie trzesly.
Drugiego dnia w Chengdu mielismy okazje ujrzec przeslodziutkiego pluszaka jakim jest Panda.Slodziacha z tego misia,az ma sie ochote zabrac go do domu.Ogrod, w ktorym zyja Pandy oddalony jest 10 km od miasta.Dostalismy sie tam bez problemu,jednym z naszych ulubionych srodkow transportu.Autobus 99 a pozniej 523 jechaly ponad 1h,dzieki czemu moglismy zwiedzic troche wiecej miasta.Mijalismy nienaganie uszeregowane wierzowce,niczym klocki,rowniutkie utrzymane w czystosci ulice.Ogolnie wszedzie czysto,ze mucha nie siada.Moglibysmy tutaj mieszkac,gdyby nie ten chinski ;)