Przed wyjazdem do Chin dużo słyszeliśmy o chińskich sypialnianych autobanach.Że są malutkie wyra dostosowane jedynie dla chińczyków,w autobusie nieprzyjemnie zajeżdza stara skarpeta,ogólnie ścisk.W końcu możemy przekonać się na własnej skórze czy tak jest.Kupiliśmy bilety do Guilin i przemierzymy kolejne km takim wlasnie autobusem.Z zewnątrz niczym się nie różni od zwykłego autobana ale za to w środku są trzy rzędy łóżek.Jedne krótsze,drugie dłuższe...nam trafiły się małe wyra,a raczej zostaly nam narzucone -szanowny pan kierowca chcial nas sobie podporzadkować i przydzielił nam miejsca nie dość,że nie były zgodne z miejscem na bilecie to jeszcze były najgorsze w
autobusie.Nie obeszło się bez kłótni ... nie damy sobie dmuchać w kasze.Typek oczywiście nic po angielsku no może jedynie OK co w kółko powtarzał.Przydzielił nam wyro małżeńskie a nawet wyglądało na trójeczkę ;) był tylko mały szkopuł mogło się leżeć ale gorzej było ze wstawaniem bo wysokość mierzyła mniej niż pól metra.Chyba wyglądaliśmy na świeżo upieczona parę małżeńska,której nie należy rozdzielać bo typek za wszelka cenę chciał nas położyć razem co jest oczywiście nie możliwe.Ale ten dalej swoje...uparciuch jeden kombinował,główkował,aż w końcu przeszedł siebie i wymyślił,że w przejściu jest najlepiej.Kierowca położył materac na podłodze obok innego łózka,przy okazji połączył jeszcze inne sąsiadujące wyro jakiejś obcej kobity.Wyszło na to,że mielibyśmy przyzwoitkę ;) Oczywiście wyśmialiśmy go i zajeliśmy miejsca,które sami wybraliśmy.Koleżka poklnął sobie i na tym się skończyło dyrygownie polskimi uparciuchami.Wyszliśmy na swoje a nawet trafiło nam się jedno większe wyrko specjalne na długaśne nogi Łukasza.10 h ( z Ghanzhou do Guilin) tyle czasu mieliśmy na przekonanie się czy fajnie jest podróżowac w taki sposób i czy będzie to nasz nowy ulubiony środek transportu.
Jestesmy juz po meczarniach(15h).Nigdy wiecej jazdy sypialnianym autobusem!!!!!!
Z Guangzhou dojechaliśmy do Guilin i jeszcze tego samego dnia kilka minut później,siedzieliśmy w autobusie do Yangshuo.To była króciutka przejażdzka-1,5 h.W Yangshuo po kilku pertraktacjach z lokersówami,które ciągały nas po swoich hotelach,zalogowaliśmy się w wymarzonych(najtańszych)czterech ścianach.
Yangshuo uznawane za perełkę Chin wlepione jest w bajeczny krajobraz,otoczone górami o przedziwacznych kształtach i rzeka Li.W Yangshuo mimo rumory turystycznego,mogliśmy odnaleźć spokój po ostatnich wielkomiejskich pobytach.W okolicach miasteczka rozciąga się najbardziej malownicza trasa rowerowa jaką kiedykolwiek przebyliśmy.To był jeden z powodów dlaczego tutaj przybyliśmy.Warto było,napoiliśmy oczy zachwycającymi widokami.
W Yangshuou byliśmy na chińskim party organizowanym przez młodzież ze szkoły językowej.Zabawa była naprawdę przednia.Uczniowie robili show.Każdy prezentował co potrafi robić najlepiej.Skąd się tam wzieliśmy? A więc dzień wcześniej zaczepiły nas dwie chinki z zapytaniem czy mielibyśmy ochotę napić się piwa za friko
i przy okazji prowadzić z nimi konwersacje w języku angielskim.Chineczki wiedziały do kogo podejść,bo takich okazji nie odpuszczamy.
I w taki sposób znaleźliśmy się w gronie 50 chinek może więcej i kilku zaproszonych turystów.Piwo lało się strumieniami.
Szkoła językowa zorganizowała tę imprezę po to aby uczniowie mogli poćwiczyć konwersacje z obcokrajowcami