Miasta w Laosie zmieniamy co 2-3 dni.Nasz czas w stolicy skonczyl sie i ruszylismy dalej na poludnie.
Chcielismy dojechac do Thakhek ale juz tego samego dnia znalezlismy sie az w Savannakhet.
Gdy dojechalismy do Thakhek(7h w drodze)na dworcu autobusowym spotkalismy kilku turystów,
którzy odradzali nam pozostanie w tym miescie.Jednak po chwili jechalismy razem tuk-tukiem w skladzie:Polak,Niemiec i Zyd.
Udalismy sie do hotelu polecanego przez nich.Na miejscu okazalo sie ze nie ma wolnych miejsc,w dwóch pozostalych równiez.
Zostalismy uziemieni gdzies daleko od dworca autobusowego.Zerowy ruch na drodze sprawil,ze Lukasz w akcie desperacji zaczal
chodzic po prywatnych chatach pytajac o nocleg.Jeden gostek zlitowal sie nad nami i podrzucil nas na stacje za free co nas bardzo zdziwilo.On równiez nie polecal tego miasta.Na dworcu czekal juz na nas bezposredni autobus do Savannakhet.
A zeby bylo jeszcze smieszniej byl to ten sam autobus,który przywiózl nas do tej dziury.Kierowca jakby wiedzial,ze wrócimy bo w tym wygwizdowie bialas nie ma czego szukac.Zajelismy te same miejsca co wczesniej i pomknelismy do Savanny.
W Savannakhet osiedlismy w hotelu do którego zawiózl nas riksiarz z dworca autobusowego.Bylo po 12 w nocy wiec nie mielismy
za bardzo wyboru.
Savannakhet jest calkiem przyjemnym miasteczkiem z budynkami postkolonialnymi i dobrze utrzymanymi klasztorami.
Miescina jest malo turystyczna w porównaniu do miejsc w których bylismy wczesniej w Laosie ale za to dobrze oznakowana.
Smialo mozna poruszac sie bez mapy.
Po drugiej stronie Mekongu jest juz Tajlandia(nie da sie nie zauwazyc wplywów Tajlandzkich na tutejsza mlodziez).
''Piekni,umalowani,odpicowani,dlugowlosi chlopcy robia sie na stylowego tajlandzkiego tranzwestyte.
Jak tu nie parsknac smiechem,gdy taka kelneraczka przyniesie Ci loda czekoladowego ;)