Operacja Słoń
Na słonie czailiśmy się już od Indii.Tam nie mieliśmy możliwości ale za to tutaj w Laosie tzw.królestwie słoni nie odmówiliśmy sobie tej przyjemności.
Wycieczka na słoniu trwała 1,5h.Udalismy się na nim do pobliskiego lasu,doszliśmy tak do Laotańskiego Stonehenge(straszna bida).W drodze powrotnej mogliśmy dosiąść słonia i prowadzić go do domu.Nie jest to takie proste jakby się wydawało.Steruje się nim podobnie jak koniem,tylko jest mała różnica trzeba pokrzykiwać do niego co jakiś czas-mieć z nim kontakt.Mieliśmy ogromną frajdę
mimo że padało.
Don Khong
Największa z 4000 wysp.Zjechaliśmy ją na rowerach około 30km.Pogoda sprzyjała nam do połowy drogi.Wraz z pogorszeniem się pogody,zepsuł się rower Moniki.Po rowerowej eksploracji stwierdziliśmy,że wysepka jest taka sobie i nic tu po nas.Kolejnego dnia popłyneliśmy łódką na południowe wyspy.
Don Det
Na tej wyspie mogliśmy się rozleniwić doszczętnie.To był relaksik na całego,hamakowanie,picie lokalnego piwa/whisky.Zero stresu,pełnia szczęścia.Po dwóch dniach rozlazłości ruszyliśmy w stronę Kambodży.
Podsumowanie Laosu
Panuje tutaj totalna sielanka,mimo ogromnej biedy ludzie są pozytywnie nastawieni.Turystów przyjmują bardzo serdecznie bez żadnych uprzedzeń.Najmilszy naród jaki poznaliśmy w trakcie naszej podróży.