Zguba

Po dość intensywnym żegnaniu się z Radziem następnego dnia byliśmy tak zmęczeni(na mega-kacu),że na granicy przy wysiadaniu z busika ,zakręciliśmy się z naszymi bagażami i zapomnieliśmy aparatu.
Aparat został pod siedzeniem,uświadomiliśmy to sobie gdy bus odjechał i straciliśmy go z pola widzenia.Za wszelką cenę chcieliśmy go odzyskać więc Łukasz długo się nie zastanawiając wskoczył na taxi-motor i z promykiem nadzieji popędził na stajcę autobusową.Stacja świeciła pustakami,była już późna pora,a że przewoźnicy jeżdżą prywatnymi busami wszyscy rozjechali się do domów.Nic innego nam nie pozostało jak czekać do rana i odnaleźć bus,który nas tu przywiózł.
Kolejnego dnia z rana o 5 pełni nadzieji udaliśmy się na stacje autobusową.Podeszliśmy do zawiadowcy i poinformowaliśmy go o naszej zgubie.On wykonał kilka telefonów i po kilku chwilach kierowca,który wiózł nas dzień wcześniej,podjechał z naszym aparatem.
Był to jeden z uczciwszych ludzi jakich spotkaliśmy w Tajlandii.

Miasto SUNGAI KOLOK zdecydowanie nie jest turystyczne,każdy żywo reagował widząc nas,nikt nie przeszedł obojętnie co się nie zdarzało wcześniej w Tajlandii.
W miasteczku jedyną rzeczą która nas zaciekawiła to była ulica na której panie lekkich obyczajów prowadziły swoje bary.Nic by nie było w tym nadzwyczajnego gdyby nie to,że bary nocne były urządzone w przerobionych barakach/blaszakach wielkości 2x3metry.(szkoda że nie mieliśmy aparatu:)Z tego co zauważyliśmy głównymi klientami byli Malezyjczycy i Chińczycy.

Zdjęcia (4)

Komentarze (0)