Północ .Jesteśmy na miejscu.Z Ushuaia wyjechaliśmy o 5 rano,trochę to trwało.Miasteczko małe co ułatwia nam szybkie znalezienie naszego hostelu(250 A$ za dobę-2 osoby).
Kolejnego dnia od razu po śniadaniu(żeby nie tracić dnia i pogody),w hostelu rezerwujemy busa jadącego do parku oddalonego 80 km od miasta,gdzie lodowiec Perito Moreno powala swoim pięknem .Trasa prowadząca do parku jest dość pochłaniająca,góry na nich śnieg,obok jeziorko.Widoki cud malina.Wjazd do parku 130 A$(65 zł)
Dojeżdżamy do lodowca. W O W ! Stoimy przy zejściu do lodowca jak oniemiali.Coś niesamowitego,coś co natura stworzyła tyle tysięcy lat temu i my to teraz widzimy. wow wow wow
Można tutaj och achować się cały dzień.Strzelać foty z każdej strony i nie mieć dosyć.Śnieg przybierający barwę nieba,hipnotyzuje swoją głębią niebieskości a i jeszcze dochodzące dźwięki pękającego lodu.To jest coś.Nie można oderwać oczu od tego piękna.Wizja i fonia nie są do końca zgrane(lód spada w dół z opóźnieniem dźwiękowym).A kry oderwane od lodowca wyglądają na mega nienaturalne.Jak niebieskie styropianowe płyty,formy pływające obok.Na ziemię sprowadza nas czekający autobus.Trzy godziny spędzone na wlepianiu gał w lodowca minęły jak z bicza trzasnął.
Wracaliśmy do hostelu a nasza ekscytacja widokiem nie mijała.Łukasz z przesytu tego piękna,po powrocie do hostelu,walnął kilka haftów.Piękno go przerosło ;-) Zwalił winę na banany,które jedliśmy w ciągu dnia.