Po nocnej jeździe autobanem dojechaliśmy do Caldery.Naokoło pustynne krajobrazy.Przy wysiadaniu z autobusu mieliśmy chwilę zwątpienia czy to na pewno te miejsce do którego chcieliśmy przyjechać.Miasteczko bardzo biednie wyglądające w porównaniu z turystycznym Vina del Mar.W centrum mieścinki mały plac,obok kościółek,sklep.Poza centrum lepiankowe domy.Przy placu jest collection point,skąd taxówki za 1000 peso od łebka wiozą ludzi do Bahia Inglesia(5km),gdzie są ładniejsze plaże.
Tam się udaliśmy .W przewodniku znaleźliśmy jedyny kamping lecz gdy zorientowaliśmy się ile sobie życzą za wynajęcie kawałka pola pod namiot odechciało się nam kempingu(18000 za noc).Jeszcze lepsze ceny były u gopodarzy 30000 za noc.Zmieszani,nie wiedząc co robić, spadać czy zostać-pogoda też jakoś tak nie zachęcała - pochmurno,smętnie.
Podeszliśmy jeszcze zerknąć na plaże i w tym momencie żaróweczka w głowach nam się zaświeciła.Gdy zobaczyliśmy turkusowy kolor wody stwierdziliśmy,że nie ma mowy - zostajemy choć by nie wiem co.
Po co płacić za pole namiotowe skoro możemy rozbić się na plaży.A tym bardziej,że zauważyliśmy dwa inne namioty rozbite nieopodal na dziko.Po uprzednim obejściu plaż znaleźliśmy idealne miejsce dla nas .Nasz mały Eden na dwie noce.
Pogoda diametralnie się zmieniła na słoneczną,idealnie żeby się smażyć na plaży i tak też było codziennie.Do południa pochmurno,pożniej zero chmur i skwara.
W ciągu dnia wygrzewaliśmy się na plaży a na noc wędrowaliśmy na naszą miejscówkę z dala od ludzi.Było bosko.
Chociaż z lekka przesadziliśmy ze słońcem.Nasze ciała były tak rozpalone,że w namiocie nie potrzebowaliśmy nic do przykrycia.A i nie zdziwiło by nas gdyby namiot świecił od promieni emanujących z naszych ciał :-)
Dwa dni borsuczenia na plaży wystarczyły.
Następnie z Caldery podjechaliśmy do Copiapo.Poczekaliśmy tam troszkę do 21 skąd miał nas zawieźć autobus do Calamy.
Na terminalu znaleźliśmy prysznice.Woda oczywiście tyko zimna ale przy naszym zborsuczeniu jakakolwiek była zbawienna.Rześcy,zrobiliśmy obchód po mieście w poszukiwaniu parku lub czegoś podobnego,gdzie moglibyśmy zrobić sobie piknik.Jedyną zieleń jaką znaleźliśmy była właśnie obok terminala.
Słońce paliło niemiłosiernie.