Dojechaliśmy do Calamy,wcześnie po 8. Z tego samego terminala(później dowiedzieliśmy się,że każda firma przewoźnicza ma terminal w różnych miejscach miasta) pojechaliśmy do Pedro de Atacama.Mieliśmy nieziemskie widoki podczas tej podróży.Przeróżne formacje skalne,wydmy.Tereny bardzo surowe,nie zasiedlone.Jak na innej planecie.Do Atacamy dojechaliśmy po 10 i już o tej godzinie słońce zaczynało palić.Powietrze bardzo suche,w ciągu dnia raczej bezwietrznie.
Odrazu po wyjściu z autobana zaczepił nas gostek z ofertą wynajmu kwatiry.Z 16000 zeszliśmy do 10000 za noc.Gostek po drodze do jego posady ,troszkę nam o sobie opowiedział m.in. ,że mieszka z francuską"zhipisiałą" żonką,że jego chata znana jest z wieczornych sesji muzycznych,a on gra na gitarze.Zapomniał dodać,że wszyscy z rodziny bardzo lubią maryśkę i raczą się nią przez cały dzień.Z naszych obserwacji wynikało,że nawet babuszka tak na oko 80 też lubiła pojarkę.Miło nam się tam mieszkało.Mieliśmy dostęp do patio,tarasu.
San Pedro de Atacama-na centrum składa się plac z kilkoma drzewami,chroniącymi przed skwarą.Kilka wąskich uliczek,gdzie są na zmianę agencje turystyczne,sklepiki z pamiątkami,restauracje.Na maxa turystycznie,od groma białasów szukających rozrywek.
Brigitte nasza francuska hostel mama poleciła nam swojego znajomka z wypożyczalni rowerów.Ziomek dał nam mały upust,rowery,mapkę i wytyczne co do drogi.Ruszyliśmy w pustynię.Typek zapomniał nadmienić,że o tej godzinie-11 ruszają tylko szaleńcy albo hardcoreTrampy :-) Patelnia,ukrop ciężki do wytrzymania.