Geoblog.pl    trampy    Podróże    Ameryka Południowa i tam gdzie nas trampy poniosą    Blanca trekking
Zwiń mapę
2013
15
gru

Blanca trekking

 
Peru
Peru, Huaraz
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 23597 km
 
Z rana w Huaraz na terminalu dostajemy dobrą ofertę pokoju.Taxą podjeżdżamy do dość specyficznego hostelu.W jednym domu mieszkało kilka rodzin i ciężko było nam się połapać kto jest kim.Bo często drzwi wejściowe otwierały nam różne osoby.Dospaliśmy pare godzinek,poleżakowaliśmy,po czym zaczeliśmy robić plan wyprawy na trekking.
W miastowym markecie nabyliśmy:zupki chińskie,płatki owsiane,orzechy,owoce,avokado,quinoe,jajka i sosy.
Wieczorem w hostelu okazało się że brak ciepłej wody.Temperatura w pokoju około 5-10°C nie zachęcała do zimnych pryszniców.A co tam umyjemy się w strumyku w górach.
Około 8 am ruszyliśmy pierw na busik do Yungay.
Tam znalezienie miejsca skąd odjeżdzaja busiki do Vaquerii (skąd zaczynamy trek) zajeło nam troszeczke a to dlatego,że pytane przez nas osoby wskazywały nam inne miejsce.Gdy już znaleźliśmy busa,kierowca kazał nam czekać do momentu,aż znajdzie więcej pasażerów.Przeczekaliśmy tak 4 godziny,w międzyczasie zjedliśmy obiad w pobliskiej jadłodalni,zaliczyliśmy wc razów X,a wszystko się działo w obrębie busa.Bo jakby inaczej w końcu nasze bagaże leżały na dachu.Pojeździliśmy jeszcze z nim po mieście do miejsc tj.sklep z olejami silnikowymi,zaliczyliśmy inne terminale i czort wie gdzie jeszcze byliśmy.Sprawy osobiste na pierwszym miejscu.Ostatnie pogaduszki z busiażami,którzy jak się okazało później jechali z nami w szyku-3 busowym.I w końcu byliśmy gotowi do drogi.
Serpentyna za serpentyną z mega dziurawym podłożem tak wyglądała droga.Podskakiwaliśmy jak na rodeo,przy okazji obijając się jak worki z ziemniakami.Po czterech godzinach jazdy czuliśmy sié jak po ostrym wpier... brakowało nam tylko śliwek pod oczami ;-)
Po drodze kierowca robi postój przy bramie wjazdowej do parku.Wysiadamy jako jedyni i uiszczamy opłatę za wjazd (65 S. i nie ma innej opcji-studenckiej czy jednodniowej).
Gdy dotarliśmy do Vaquerii było już za późno na zapuszczanie się w góry,dlatego przenocowaliśmy u miłej gospodyni domowej,która odstąpiła nam pokój syna-komandosa(wywnioskowaliśmy po zdjęciach przyczepionych do ściany-młodzik z bazuką i chelikopterem w tle).
Wyruszamy o 8 rano.Maszerujemy kilka minut,po chwili zaczyna kropić,aż w końcu padać.Spodziewaliśmy się,że może tak być.Ubieramy kurtki i pantalaony przeciweszczowe,idziemy tak w deszczu przez 2 godziny.Mijamy wioseczki,gdzie każdy przez nas mijany człek wita się z nami a później wygłasza swą proźbę.Dzieciaczki rozumiemy,że wykrzykują do nas cookie,ale starszych proźby o tabletki przeciwbólowe,jedzenie to już nas dziwią.
Dobijamy do punktu kontrolnego,pokazujemy bilety wstępu i ruszamy dalej.Deszcz przechodzi i w końcu widoczki robią się coraz ciekawsze,odsłaniają się ośnieżone szczyty.Robi się cieplej i bardzo przyjemnie,idealnie na pół godzinny piknik.
Większość czasu maszerujemy dolinami,jedynie pod wieczór po przebyciu ponad 15 km trasa zaczyna prowadzić pod górę.Zaczynamy odczuwać wysokość(4000m.n.p.m),dochodzi do tego zmęczenie,nie pomaga nam już żucie koki.Nastał czas na rozejrzenie się za skrawkiem ziemi pod namiot.Niestety weszliśmy na strome tereny i musimy podejść kawałek do góry.Opłacało się wysilić mięśnie trochę więcej.Widok na górze rozmiękczył nas.To było idealne miejsce na biwak.Rozbiliśmy się pod skałką,obok oczko z wodą.Miodzio.
Łobożee!Motyla noga!!Poranny okrzyk Łukasza,po wyjściu z namiotu mógł oznczać tylko jedno-ekstazê widokową!Zupka chińska na śniadanie przy takim widoku smakuje jak u Tiffaniego.
Wspinaczka przez pierwszą połowe dnia była największym wysiłkiem z całego treku.Podejście na przełęcz Punta Union 4750m dała nam ostro popalić.Brak wystarczającej ilości tlenu w płucach na tej wysokości zwalał nas z nóg.
Później naszczęście było już tylko z górki :-)
Idziemy szybko aż do zachodu słońca.Rozkładamy namiot niedaleko strumyka.
Ostatniego dnia żwawym krokiem idziemy cały czas lekko w dół doliny,delektując się przepięknymi widoczkami.
Dochodzimy do Cashapampy,gdzie jest koniec treku.Większość ludzi biorąc przewodników,tragarzy zaczyna stąd 4 dniowy trekking.Dziwne bo przez pierwsze 2-3 dni jest cały czas pod górkę.Nam zajmuje 3 dni,dlatego że pierwszą nocke spędziliśmy tuż przed startem i wybraliśmy odwrotny kierunek.



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (41)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Przem
Przem - 2014-01-21 21:05
Z tym łażeniem po górkach rządzicie, bez tragarza, który by mnie tam wniósł w życiu bym tam nie lazł.
No chyba żę tam jy było jezioro lub rzeka z wielkimi rybami, które można złapać na wędke :).
 
krysia
krysia - 2014-01-22 17:19
witam Lukasz jak cygan wygladasz z tym zarostem fajnym
 
krysia
krysia - 2014-01-22 17:42
jak wrocicie to musicie za listonosza pracowac
 
pomidor
pomidor - 2014-01-26 21:02
toca bez zarostu wygrlada jak cygan :)
 
gracki
gracki - 2014-02-23 22:54
to awokado tez tak inaczej wyglada, ale smakowicie :)
 
 
zwiedzili 17% świata (34 państwa)
Zasoby: 185 wpisów185 321 komentarzy321 3055 zdjęć3055 64 pliki multimedialne64