Ostatniego dnia morze było spokojniejsze,płyneło się przyjemnie bez wymiocin.Nawet apetyt powrócił.Wcinaliśmy wszystko z takim smakiem jak nigdy.
Po południu dopłyneliśmy do zatoki w Puerto Lindo.Ale nie tak odrazu opuściliśmy jacht.Trochę musieliśmy poczekać zanim pani z biura celnego pofatyguje się wbić nam pieczątki do paszportów.Po dwóch godzinach czekania dowiedzieliśmy się że dostaniemy pieczątki.Pożegnaliśmy się z kapitanem i taxi-łajbą dobiliśmy do lądu.
W Puerto Lindo razem w ekipą;Sebą szwajcarem,Stasiem uzbekiem i Karoliną rozbiliśmy się pod namiotami.Ogarneliśmy się i w końcu napiliśmy się razem piwka,przyrządziliśmy pyszny obiad ze znikomych składników.Nasza radość,że jesteśmy na lądzie nie ustawała.Dogorywaliśmy.
W Puerto Lindo niewielkim miasteczku zamieszkiwanym przez czarną społeczność jamajskiego pochodzenia,która w czasie budowy kanału panamskiego sprowadzona została do Panamy.Pierwsze myśli jakie nas naszły po wyjściu na ląd to,że dopłyneliśmy do Afryki.
Czarne dzieciaki wpadały co chwilę oglądać nasze namioty i wszystko to co rzucało im się w oczy.
Zaczynamy nowy rozdział w naszej podróży Ameryka Centralna.