Po załadowaniu bagaży na łajbę,sprawdzeniu czy wszystko gra ruszyliśmy w składzie:kolumbijka z córką,siksa kolumbijska,szwajcar,wenezuelski kapitan,uzbek chłopak Karoliny i my.Kurs na wyspy San Blas tam bedzie nasz pierwszy postój.Dokładnie po dwóch dniach żeglugi.
Na początku woda była spokojna,lekko bujało.Karuzela zaczeła się jak odpłyneliśmy parę km od Cartageny.Mieliśmy wrażenie jakby ktoś włączył wirowanie w pralce.Bujało na wszystkie strony,a my jak marionetki miotaliśmy się po wszystkich kątach.
Mamuśka z dzieckiem już za wczasu łykneły tapsy przeciwwymiotne usypiacze.My jako twardziele nie chcieliśmy faszerować się tabletkami,co nie wyszło nam na dobre.Żygaliśmy na zmiane.W sumie prawie cała ekipa wywalała wszystko z siebie.A na koniec rejsu nawet nieugięty kapitan przyznał,że były słabe momenty.Jedynie Karolina trzymała się twardo i pomagała każdemu w tych ciężkich chwilach.Pod wieczór drugiego dnia było już znośnie.Możliwe że po herbatce z anyżu.Trzeciego dnia z rana dopłyneliśmy do rajskich wysepek San Blas.
Po przycumowaniu zjedliśmy pyszne śniadanie,po takim dwu dniowym poście wszyscy wcinali,że aż miło.A później aż do obiadu plażowaliśmy i byczyliśmy się na krystalicznie czystych plażach.
Wysepek San Blas jest ich ponad 365(na każdy dzień roku inna,niektóre malutkie tylko z jedną palmą)zamieszkują ludzie Kuna.Indianie o niskim wzroście i specyficznym kolorowym ubiorze.Kobiety po zamąż pójściu obcinają włosy na krótko co niestety nie służy im i nie wyglądają atrakcyjnie.Na swych wysepkach hodują kokosy często wysyłając je na ląd.Wysepka do której dopłyneliśmy cieszy się największą popularnością a to dlatego,że jest budka piwna i inne alkohole.Popularnym drinkiem jest coco-loko rum z wodą z kokosa.
Cudownie było wyjść na ląd po takich dwóch dniach bujania na wzburzonym morzu.Cieszyliśmy się każdą chwilą i nie widziało nam się wracać do kajuty.