Po nocce w Puerto Lindo ruszamy do stolicy Panama City.Wcześniej wypytaliśmy w wiosce o której odjeżdżają busy i zgodnie z wytycznymi równiusieńko o 10 rano ustawiliśmy się przy głównej drodze.
Do Colon podjechaliśmy charakterystycznym dla Ameryki Środkowej amerykańskim school busem z lat 50tych tzw.chicken busem.Na przedmieściach Colon wskoczyliśmy do autobusu jadącego już bezpośrednio do Panamy.
Z całą ekipą planowaliśmy przenocować w Casco Viejo na starym mieście,ale z braku miejsc w hostelu(jak i większości hosteli - sezon)podzieliliśmy się na dwie grupy.Karolina ze Stasiem zostali w Viejo a my z Sebą wzieliśmy pokój w innym jedynym przystępnym cenowo hostelu.
W Panama City stare miasto opanowane jest przez tani chiński badziew.Jest od zatrzęsienia sklepów z butami,ubraniami nawet od 2$(oficjalna waluta to amerykański dolar)W supermarkecie w końcu asortyment,że nie wiadomo co brać.Większość sprowadzana ze Stanów.No i ta cena piwka 0.33l za 0.5$ żal nie brać.
Następnego dnia ruszamy na obowiązkowy punkt wycieczek po Panamie czyli kanał panamski.Jedziemy tylko z Sebą,gdyż Karolina ze Stasiem bywali już wielokrotnie w Panama City.
Akurat w tym roku wypadła setna rocznica budowy kanału.Połaziliśmy,posiedzieliśmy to na punkcie widokowym to w muzeum.Do najbliższego statku trzeba było czekać ponad godzinę.Widzieliśmy całkiem ładną symulacje jak to wszystko przebiega wiec szkoda było czasu zawineliśmy się do miasta.
Wieczorem delektując się lokalnym browarkiem spotykamy znajomka Karoliny,który zaprasza nas do siebie.Świętujemy piąte urodziny super mądrego psa właściciela.
Nazajutrz po rozstaniu każdy pojechał w swoją stronę,my postanowiliśmy zostać jeszcze jedną noc,bo nie zrobiliśmy swoich km z buta....