Po kolejnej autobusowej nocce dojeżdżamy do Almirante.Wczesna godzina 6 i panująca ciemność na zewnątrz,powoduje że bierzemy taxę(1$)do portu.Który oddalony jest zaledwie 1,5km.A co tam czasami też dajemy zarobić lokalnym.
Tam grzecznie z resztą turystów nabywamy bilecik na szybką łódź(6$pływają co 0,5h)po chwili prujemy na główną wyspę Colon.Nie zdążyliśmy wysiąść z łódki,gdy zaczął pokropywać deszcz.Miasteczko Bocas nie należy do największych co pomogło nam w poszukiwaniu noclegu.Szybko obskoczone hostele okazały się masakrą cenową.Te na naszą kieszeń były full(sezon w pełni)
Decydujemy się na sprawdzenie sąsiedniej wysepki Bestimentos,gdzie podobno są najlepsze plaże z archipelagu Bocas i jest dziko,znacznie mniej turystycznie.Wyspę zamieszkują jamajczycy.
Do Bastimentos podpłyneliśmy małą łódeczką(3$).Sielankowy klimat panujący na wyspie spełnił nasze oczekiwania,a gdy usłyszeliśmy reggae z mega głośników to już w pełni mieliśmy odlot i poczuliśmy się jak na Jamajce.
Jedna strona wyspy jest zamieszkała,reszta to dżungla.Plaże ze strony zamieszkałej wręcz nie istnieją.Aby poplażować na świetnej,czystej plaży trzeba przedostać się przez dżungle,a to nie lada wyczyn szczególnie po nocnych ulewach.Robi się wtedy błotno,korzenny stok.Lokalni oferuja podrzutkę motorówką,ale to nie dla nas.Bez ryzyka nie ma zabawy.
Na wyspie nie ma dróg,przez to jest zupełna cisza.Tylko odgłosy z dżungli i dolatujące jamajskie rytmy.
Chillout jakiego szukaliśmy.