Po dobrym wypoczynku w San Juan przenieśliśmy się kilkanaście km dalej w kierunku północnym na wyspę Ometepe.
Po dopłynięciu na wyspę znaleźliśmy chickena,który dowiõzł nas do Santa Cruz-wioseczki,gdzie panuje totalny chillout i nic się nie dzieje.Lokum znaleźliśmy w dziczy,absolutnej dżungli.Mieliśmy świetny piętrowy drewniany domek.Na dole coś a'la kuchnia tylko że bez wody,na górze sypialnia.Nasz domek oraz sąsiednie zasilane były energią z baterii słonecznych,łazienka natomiast była jedna na swieżym powietrzu,pod gołym niebem.Genialne miejsce dla osób,które pragną odpocząć od cywilizacji,neta brak:-) Wieczorami z dżungli dochodziły niesamowite dzwiękowe koncerty.
Proponowane aktywności na Ometepe to wspinaczka na jeden z dwóch wulkanów lub kąpiel w jeziorze,gdzie fale są porównywalne do tych na morzu.Wybraliśmy plażowanie,bo wędrówka przez dżungle na wulkan w ponad 30°C upale jakoś nas nie pociągała.Wystarczyło nam przejście z wioski do naszego domku,gdzie za każdym razem byliśmy cali mokszy.