21 godzinna podroz (1250 km)uplynela nam dosc szybko i milo dzieki kilku lokalnym chlopakom poznanych w pociagu i jednego amerykanca (polskiego pochodzenia),ktory w Indiach spedzil juz kilka lat.Wysiadamy na glownym dworcu New Delhi,kierujemy sie pieszo do Pahar Ganj-dzielnica na ktorej znajduja sie setki hosteli.Idac glowna ulica przezywamy szok-mamy wrazenie ze chodzimy po planie filmowym jakiegos filmu katastroficznego.Wszedzie pelno pylu,kurzu i gruzu ,co chwila spadaja bilbordy reklamowe,cegly,rynny itp. no i pelno robotnikow spawajacych jakies blachy.Masa ludzi,krow i przerazonych turystow.Nikt tu nigdy nie slyszal o pojeciu BHP.
Lokujemy sie w super tanim hostelu(co oznacza ,ze pokoj dzielimy z myszami biegajacymi po pokoju,karaluszkami oraz z gigantycznym grzybem na scianie-miodzio) i
jazda na miasto piwkowac i na kolacje.
Delhi rozni sie zdecydownie od miast ktore widzielismy do tej pory.Mnostwo przestrzeni,na ulicach wiekszosc stanowia auta a nie motory jak bylo w Mumbaju.Ogolny porzadek poza Pahar Ganj.Odrazu widac ,ze to stolica.Jakos tak bardziej europejsko.