Geoblog.pl    trampy    Podróże    Azja i tam gdzie nas trampy poniosą    Annapurna Base Camp - zdobyte!
Zwiń mapę
2010
21
kwi

Annapurna Base Camp - zdobyte!

 
Nepal
Nepal, Pokhara
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10929 km
 
NAMASTE!!!
Wrocilismy po 8 dniowym trekingu do Annapurna Base Camp-ABC.Udalo sie weszlismy,ABC zdobyte.
Lukasz spelnil jedno ze swoich najwiekszych marzen czyli treking w Himalajach Nepalu.Bylo rewelacyjnie.Piekne widoki,niesamowite gorskie wioseczki,sympatyczni miejscowi ludzie i przesympatyczne dzieciaki(czesto chcace cos slodkiego).Niektore podejscia mocno dawaly nam po nogach.Codziennie wieczorami padal deszcz-podobno tak jest o tej porze roku przed monsunem.


Relacja z trekkingu:


Dzien 1
Wyruszylismy okolo 9 tzn zeszlismy na dol z chaty,gdzie odrazu zatrzymal sie autobus.Podjechalismy kawalek do nastepnej wiochy skad udalismy sie do Birtehani darmowym Rollercosterem (na dachu autobusu).Jazda bez trzymanki!Dach byl zaladowany mlodzikami,ktorzy wrzeszczeli jak na prawdziwym wesolym miasteczku.Po 2 h bylismy na miejscu.O 1 godzinie zaczelismy trekking.Na poczatku bylo calkiem przyjemnie,po godzinie slonce zaczelo palic skore w wyniku czego spalilislmy sobie kolana,twarze,rece.Co wioseczke wybiegaly dzieci,zeby nas przywitac i prosic o cukierki lub inne lakocie ;)Fajne dzieciaczki ale co niektore zbyt nachalne.Po kilku godzinach marszuty zaczelo sie sciemniac ,wiec zaczelismy rozgladac sie za dobrym miejscem noclegowym.Znalezlismy miejsce nad rzeczka dokladnie pod wiszacym mostem......
O kapieli myslelismy caly dzien ale jak przyszlo co do czego woda w rzece okazala sie paralizujaca.Udalo nam sie umyc rece,nogi i twarz.W namiocie spalo sie lepiej niz w hinduskich chatach i hostelach.Byl super chlodek,po raz pierwszy nie kasaly komary i inne gadziny.Jednym slowem hotel 5*

Dzien 2
Poranne obmycie twarzyczki,sniadanko w postaci batonika,pakowanie i w droge.Wydawalo sie ,ze musimy podejsc pod jedna pionowa gore i mialo byc na tyle.Wedrowka okazala sie koszmarem.Bez porzywnego sniadania ,nie wspomne o wodzie bo skonczyla sie juz wieczorem,szlismy chyba z 1 h jak zamroczeni.Non stop przystanki bo nie mielsimy sily isc.Zaczely dopadac nas mysli samobojcze ;) A wszystko przez to ,ze zboczylismy z trasy specjalnie by spac blisko rzeki.Naszczescie weszlismy na planowa droge i w taki sposob doszlismy do GHANDRUNG.Godzina byla jeszcze wczesna wiec postanowilismy kontynuowac trekking.Zeszlismy stromo do doliny po czym zlapal nas ulewny deszcz.Przeczekalismy ok 1 h pod drzewkiem po czym dalej schodzilismy z gory.Szlismy tak ,az do momentu ,gdy zaczelo robic sie ciemno.Postanowienie bylo jedno,jak najszybciej znalezc nocleg.Rozlozenie namiotu odpadalo ,gdyz bylo za stromo.Zbawienie okazala sie ledwo stojaca chalupa ,gdzies w totalnej dupie,przy setnym zakrecie w lewo ;)
Babucha ni w zab po ingliszu,dobrze,ze miala syna,ktory staral sie dogadac z nami.Ugadalismy 50 RUPI od lebka za kwatire.Spalismy na dechach,ktore przypominalo wyro,strasznie nie wygodne.Sprobowalismy tam miejscowego wina-jakis dziwny wynalazek,bleeee straszna ochyda!!!!! o smaku bimbru

Dzien 3
Z samego ranca bo o 6 pobudka,sniadanko(zrobione przez babuche)calkiem dobre i lecim dalej ku przygodzie.Polecielismy z pol godziny dolinka,przeszlismy przez mostek i znowu pod gore i tak przez caly dzien,az do 6 wieczorem.MASAKRA!!
Nogi weszly nam w dupe,nie mielsimy juz sily,nawet rozpacz stala sie zbedna.
Przeszlismy przez CHOMRONG,gdzie zrobilismy sobie porzywne sniadanko skaladajace sie z gotowanych ziemniaczkow do tego pomidorki.mniami na trekingu wszystko jest rarytasem ;) Po godzinie cudownej relaksacji dalej kontynuowalismy przechadzke przez gory i doliny.Dotarlisimy do BAMBO przed 6.W Bambo wielkie zdziwko,wszystkie kwatiry zajete a bylo ich kilka.Jedyna opcja kimacji okazala sie spizarnia jednego z Guesthousow.mhh calkiem dobre lokum szczegolnie ,gdy przez caly dzien myslisz o jedzeniu ;) Luki wytargowal sie 150 za 2 lebki.Git tylko jedno ALE ...kanciapa znajdowala sie miedzy kuchnia a jadlodajnia.Ruch byl na okraglo.Glodni turysci zamawiali coraz wiecej zarcia.Pasowalismy tam jak swini siodlo.W kimono poszlismy bardzo wczesnie bo o 8.

Dzien 4
Sen mielsimy nie najlepszy,moze to przez wysokosc(2400m) a moze przez to ,ze obok w kanciapie spalo kilku sharpow.Zebralismy sie wczesnie i juz po 7 bylismy w drodze.Z Bambo do HIMALAYA HOTEL prowadzila nas jedna z lepszych tras,obeszlo sie bez pionowych scian.Szlismy przez bambusowe doliny,ktore oblewaly cudowne wodospady.
Doszlismy do Dovan,gdzie urzadzilismy sobie piknik.Po odzyskaniu sil ruszylismy dalej.
Dolina rozszerzyla sie i przechadzka przez nia byla ukojeniem po ciaglej wspinaczce pod gore.Po drodze ukazaly sie nam Glacier Dome(7193m) i Gangapurna(7454m) ale niestety tylko na chwile bo pozniej nadciagnely geste chmury,ktore przyslonily wszystko i nadaly demonicznego wizerunku okolicznym wzgorzom.Mgla byla tak gesta ,ze widocznosc ograniczyla sie do minimum.Widzielsimy jedynie siebie i nic poza tym. Trasa zaczela wznosic sie coraz wyzej w skutek czego zaczelismy miec problem z oddychaniem.Powietrze robilo sie coraz rzadsze,przez co lapanie go sprawialo lekkie klucie w klatce piersiowej i zawroty glowy.Droga pod gore stawala sie meczarnia.Nawet nogi zaczely nam sztywniec.Po 2h i 30 min w koncu udalo sie.Weszlismy na M.B.C(MACHHAPUCHHARE BASE CAMP) 3720 m ollll jeee.Juz prawie tuz tuz....
Nawet chmury okazaly sie tak laskawe i na chwile usunely sie z gor i wylonily sie nam przecudowne szczyty. Zostalismy tam na noc.Kwatira byla w przystepnej cenie wiec gicior.

Dzien 5
Kolejna noc ,ktora nie nalezala do najlepszych.Zbieralo mi sie na wymioty,bolal brzuch.Luki tez nie mogl spac oczywiscie przez nos.Tym razem wyszlismy troche pozniej ,jakos przed 9.Odrazu po wyjsciu z hosteliku na okolo nas rozposcieral sie niebianski widok gor.Widzielismy slicznie oswietlone 7 tysieczniki.Widok zapierajacy dech w piersiach.Popykalismy kilka fot i dalej ku przygodzie.Droga na ABC nie byla ciezka ale dla mnie stawala sie coraz gorsza do zniesienia.Zatrulam sie czyms no i brzuch stwarzal mi problem.Doszla do tego biegunka,mdlosci.Jednym slowem nie byla to droga uslana rozami ;) Widocznosc zaczela sie pogarszac.Widzielismy juz tylko chmury i wiatr zaczal sie wzmagac.Robilo sie coraz zimniej.Po 2,5 h weszlismy.Szkoda tylko,ze nie bylo widac gor.Odrazu ulokowalismy sie w pierwszym wolnym pokoiku i uderzylismy w kimono.....
Pogoda z godz. na godz. pogarszala sie.Najpierw padal deszcz,pozniej grad.Widocznosc do kitu.

Dzien 6
5:30 rano -jakis oszolom przewodnik latal po ABC i budzil ludzi bo rzekomo przed wschodem slonca jest najpiekniejszy widok.Zwleklismy sie z wyra,szybko ubralismy i po minucie bylismy na ostrej pizdziawie ale za to z kosmicznym widokiem.Slonce wznoszace sie ponad szczyty przeslicznie oswietlalo ich czubki,potem juz cale osniezone skaly.Widok nieziemski.Popykalismy mase fot,nastepnie spakowalismy sie ,wciagnelismy sniadanko no i polecielismy w dol.Lecielismy jak na skrzydlach,oczywiscie dopoki nie zaczely sie koszmarne schody prowadzace do SINUWY.Spowolnily nas doszczetnie,opadlismy calkowicie z resztek sil.Wyczerpani z pokladow energii osiedlismy w Sinuwie.Jeden z lepszych Guesthousow na naszej trasie.Po pierwsze nocleg byl za friko,po drugie moglismy prysznicowac sie cieplutka woda(luksus) a i przede wszystkim nasza kwatira byla troszke na odludziu,wiec nie przeszkadzaly nam odglosy zza scian.
Wieczorkiem ,gdy juz gospodyni nakarmila wszystkich glodomorow zaczela sie balanga.Kobitki zaczely spiewac swoimi niebianskimi glosikami,a faceci im przygrywali.Potancuwa trwala z 1,5h............Po ulokowaniu sie wygodnie w wyrku zaczal sie namietny koncert tym razem w naszym pokoju.Jakis natretny pasikonik czy jakas blizej nieokreslona gadzina jeczala nam cala noc.Myslalam,ze wyjde z siebie.KOSZMAR!

Dzien 7 i 8 - schodzenie
Z Sinuwy droga do Birethani prowadzila przez zabojcze schody Chhomrunga.Byla ich masa,niekonczace sie meczarnie.Podchodzilismy i podchodzilismy bez konca.Pozniej bylo juz New Bridge,a stamtad szlismy jeszcze bardzo,bardzo dlugo w poszukiwaniu dobrego podloza noclegowego,oczywiscie pod namiot.Wyszla kaszana.Wkurzeni na siebie brnelismy dalej,az do nastepnej wioski.Spedzilismy tam ostatnia noc.Kolejnego
dnia doszlismy juz do punktu wyjscia, skad pojechalismy Jeppem ,az pod samiutka chate.

BYLO CIEZKO ALE UDALO SIE :) Nic nas nie zmiekczylo,nie nie polamalo i nie zamrozilo.


Przed przybyciem do Nepalu planowalismy zrobic takze drugi treking do bazy Everestu,ktory mial by zajac przeszlo 22 dni.(ABC mial byc taka zaprawa).Lecz zaskoczyly nas ceny vizy do Nepalu (do 30 dni 40$ powyzej juz 100$)Dlatego ograniczeni czasem postanawiamy reszte czasu spedzic w uroczej dolinie Kathmandu.Nie chcemy caly podyt w Nepalu spedzic w gorach.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (31)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
rodzice
rodzice - 2010-08-25 12:24
Widać, że łatwo nie było, ale zuchy z was!
 
 
zwiedzili 17% świata (34 państwa)
Zasoby: 185 wpisów185 321 komentarzy321 3055 zdjęć3055 64 pliki multimedialne64