Kunming opuscilismy w tempie spidiego gonzalesa.
Rzad chinski nie chcial nas tam dluzej wiec nic innego nam nie pozostalo jak spakowac swoje graty i zniknac z tego miejsca.Rozeszlo sie o to,ze wiz grupowych(a takie posiadalismy)nie przedluzaja.A dokladnie w tym dniu uplynela waznosc naszych wiz.
Dostalismy proste instrukcje co mamy dalej robic,a mianowicie opuscic Chiny do polnocy.
Tak wlasnie zrobilismy.W pospiechu kupilismy bilet lotniczy do Hong Kongu(z duzo pomoca sekretarki z Uniwersytetu bo kupienie biletu nie bylo takie proste w szczegolnosci gdy strona jest po chinsku),spakowalismy sie i po kilku godzinach bylismy juz w H-K.
Wielka szkoda,ze tak sie stalo.Sytuacja ta pokielbasila nasze plany,a winni tego byly palanty z KTM(organizatorzy wycieczki do Tybetu),ktorzy zapewniali nas ,ze nie bedzie problemu z przedluzeniem wizy i mozna to zrobic w kazdym wiekszym chinskim miescie.
W Kunming bylismy 3 dni a chcielismy posiedziec tam jeszcze troszke,chociazby dlatego,ze trafilsmy do ziomka Seby z couchsurfingu,rodaka z krwi i kosci,ktory studiuje wlasnie w Kunming.(Nie codziennie zdarza nam sie spotkac polaka,w ciagu calej podrozy moze z 5.)Pelen podziw dle niego bo chinski jak dla nas to czarna magia.Spamietac kupe tych krzaczkow to trzeba miec leb.
P.S Seba pozdrowienia dla Ciebie. Czas na podboj H-K.