Aby dojechać na Bali musieliśmy przebyć długą drogę.Do miejsca skąd odpływa prom jechaliśmy najweselszym autobusem jaki mógł się przytrafić.Co przystanek do autobusu wskakiwali jacyś grajkowie,dając pokaz swoich umiejętności muzycznych oraz wokalnych.Naliczyliśmy 5 zespołów oraz jednego solistę,który przebił wszystkich albowiem przytargał ze sobą wzmacniacz i rozpoczął swój show,rozbrzmiewając na cały bus.Rodzynkiem w cieście okazał się bileter,który pod koniec jazdy dał pokaz oddania moczu do butelki przy otwartych drzwiach.
Jechaliśmy okolo 5h prom zajął nam1,5h a do samego Denpasaru dojechaliśmy po kolejnych 4h.Wymęczeni ulokowaliśmy się od razu obok stacji autobusowej (50R).
Stolicy nie poświęciliśmy za wiele czasu,ogólnie rzecz biorąc byliśmy tam przejazdem.Przez Denpasar przedarliśmy się lokalnym busikiem - bemo (10R)do Kuty.W rzeczywistości Denpasar łączy się z Kutą,cały czas ciągną się zabudowania.
Kuta najbardziej komercyjne miejsce na Bali.Tłoczno,głośno i brudno.Plaża zawalona ludźmi,podobnie jak nad naszym Bałtykiem w sezonie.
Od groma lokersów,którzy przybyli na plaże,żeby poobserwować turystów,porobić im zdjęcia.Co chwila podchodzą jacyś sprzedawcy z przeróżnymi pierdołami,żebracy,manikiurzystki itp.Na Kucie nocleg jest dość kosztowny,wszyscy chcą od 100R w zwyż.Dzięki długim poszukiwaniom,dorwaliśmy pokój za 80R w dogodnym miejscu blisko wody.
Na południe od Kuty można znaleźć spokojne plaże na które najlepiej udać się motorkiem.Po dniowej wycieczce objazdowej okolicy Kuty i całego południowego cypla nacieszyliśmy się tym miejscem,że postanowiliśmy zmienić okolicę i udaliśmy się do Ubud.Kosztowało to nas kilka przesiadek,nerwów i potu.