Do Calamy przyjechaliśmy tylko w jednym celu,żeby jak najszybciej złapać jakiś autobus w strone Boliwii.
Info o autobusach jeżdżących co 2h do granicy,udzieliła nam hostel mama.Nie wiemy czy była po buchu ziółka jak nam to mówiła,ale w Calamie na miejscu dowiedzieliśmy się że autobusy do Boliwii odjeżdżają co 2 dni.Żeby znaleść to info musieliśmy złazić sporą część miasta,gdyż każda z firm przewoźniczych ma osobny terminal w różnych częściach miasta.Był poniedziałek a najbliższy autobus odjeżdżał dopiero w środe z rana.Musieliśmy spędzić 2 noce w tym mało urokliwym miejscu.
Calama-przeciętne chilijskie,mało turystyczne miasteczko.Jedyną atrakcją w mieście jest park wątpliwej urody,nie wart nawet wyciągania aparatu.Jest jeszcze zadaszony market,gdzie można kupić kurczaka z rożna :-)
5 rano,ciemno,zaspani siedzimy przy ulicy wraz z innymi ludzmi czekającymi na ten sam autobus.Nagle nastało wielkie poruszenie podjechał autobus.My z racji tego,że pierwsi nie biegniemy do autobusu,chcieliśmy przeczekać ogólne poruszenie.Nagle przed nasze stopy spada kilka dolców.Skoncentrowani na zgubie ,,przypadkowej siksy"przechodzącej obok nie zarejestrowaliśmy momentu,gdy jej kompan zaczajony wcześniej za nami podprowadził nam mały plecak.
Podkurzeni na maxa,z myślą,że może ktoś z podróżnych przypadkowo wziął plecak(niektórzy mieli masę rzeczy typu;telewizory,wory z ryżem itp.).Po sprawdzeniu wszystkich tobołków,kontroler odjazdów chciał być fajny i zadzwonił na policję.Po wstrzymaniu autobusu 20 minut ze wszystkimi pasażerami,policji dalej nie było widać.Śmiemy wątpić,że typek nie zadzwonił na policję,możliwe że maczał w tym palce,bo uśmiech przy twierdzeniu,że często się to zdarza mówił sam za siebie.
Po szybkiej kalkulacji strat stwierdzamy,że najwarzniejsze rzeczy mamy przy sobie i możemy kontynuować podróż(paszpotry,karty bankomatowe)Składanie raportu na policji i tak by nic nie wskórało.A zostanie kolejnych 2 dni w Calamie nam się nie uśmiechało.
Podczas jazdy,gdy emocje nieco opadły stwierdziliśmy,że dużo z tych rzeczy utykało nam i było pain in the ass.To jednak tylko rzeczy materialne.Szkoda tylko dysku z fotkami i filmikami.
Chile pomimo końcowego akcentu było dla nas krajem ludzi z wielkim temperamentem,otwartych i pomocnych.Czas spędzony w Chile śmignął nam w oka mgnieniu.Były to najszybsze 2 tygodnie naszej podróży.