Wjechaliśmy do Kolumbii,jesteśmy podekscytowani.Na granicy poza odczekaniem swoje w kolejce poszło gładko.Podjechaliśmy do pierwszego miasteczka na terminal a tam wyskakuja typy z wysmarowanymi twarzami na czarno.Co to za typy z dziarami na licach pierwsze co nam przeleciało przez myśl.Lecz gdy przyjżeliśmy się im bliżej,zobaczyliśmy że są oni poprostu wysmarowani koślawo jakąś farbą.Po chwili kierowcy łapią kolegę po fachu i smarują mu twarz.Taki karnawałowy psikus o czym się później dowiedzieliśmy.Niektórzy w swoim arsenale mieli pianki.Nie szczędzili,każdy mógł oberwać białym płynem po głowie.Nawet nam się oberwało przez uchylone okno podczas jazdy vanem.Przejeżdżając przez mieściny zuważyliśmy zabawę na całego.Starzy,młodzi wszyscy mieli radochę ze smarowania się farbami i strzelaniem do siebie piankami.Troche skojarzył nam się polski śmingus-dyngus.
Wracając do podróży na terminalu zaskoczeni ceną biletu do Bogoty(60$)postanowiliśmy podjechać dalej do wiekszego miasta licząc na więcej opcji autobusowych oraz cenowych.Nowiutkim vanem dojeżdzamy(1,5h) do Pasto.Po obskoczeniu wszystkich kas biletowych znajdujemy Bogotę tylko,że jest 12ta a autobus odjeżdża o 20tej.Po szybkim namyśle wybieramy miasto Cali,które jest w połowie drogi do Bogoty(350km).
Po pół godzinie od kupna biletu ruszamy w głąb Kolumbii.Autobus zdecydowanie lepszy niż w Peru czy Boliwii.Z wifi,plazmami,a nawet kamerami.Jazda przyjemna chociaż ilość serpentyn,które robiliśmy doprowadzały o zawrót głowy,widoki miejscami niczego sobie.
Po trzech godzinach nagle zatrzymuje nas patrol policji.Wszyscy mężczyźni na zewnątrz rozkazał mundurowy.Tam wylegitymowanie,jednego obszukali nieco bardziej dogłębnie.Kobitom w środku również kazano się wylegitymować.Po kilkunastu minutach ruszyliśmy dalej.
Do Cali dojeżdżamy późnym wieczorem,odległość 350km pokonaliśmy w 10h,szok.
Na terminalu uderza nas gorące tropikalne powietrze po chwili jesteśmy mokrzy od potu a jest 10 wieczorem.
Zmęczeni,głodni,zmieszani postanawiamy być twardzi i jechać dalej.Wiele firm ma autobusy do Bogoty.Przeszliśmy wszystkie i wszędzie usłyszeliśmy to samo.Sorry ale nie mamy wolnych miejsc na dzisiaj(niedziela) najbliższe wolne wtorek,środa.
Delikatnie podminowani decydujemy sie na miasto w kierunku Bogoty,Manizales. Rozsiedliśmy się w busie,lecz gdy usłyszeliśmy cene niezgodną z ustaloną wcześniej,zrezygnowani opuściliśmy pojazd.W akcie desperacji zastosowaliśmy inną taktykę.Zaczeliśmy zagadywać bezpośrednio kierowców jadących do Bogoty,a nóż widelec może znajdą się jakieś pojedyńcze miejsca.Kierowcy chwile się naradzali,bo zazwyczaj jest ich dwóch z racji odległości jakie przebywają.Zawołali nas do autobusu jeszcze przed wszystkim pasażerami i zaoferowali nam propozycje nie do odrzucenia-w luku na tyle autobusu,kuszetka do spania dla kierowcy w razie zmęczenia 50cm /200cm.Po tylu godzinach jazdy na siedząco wizja leżenia,wydała nam się idealna,chociaż luk był z lekka wąski,cena za to nie była wąska 130 peso za 2 os.
Wpakowaliśmy się tam z plecakami podręcznymi i zamkeliśmy zanim jeszcze wpadli wszyscy pasażerowie.Czuliśmy się troche jak w ukrytej kamerze,bo nikt oprócz kierowców nie wiedział,że tam jesteśmy.My widzieliśmy wszystkich przez kratki wentylacylne.Świetna kuszetka,ze swiatełkiem w suficie,klimą,okienkiem 15cm/15cm ale zdecydowanie na jedną osobę.Łukasz dostawał klaustrofobi.
To chyba wizja gnicia na tym dworcu doprowadziła nas do stanu zobojętnienia i jak najszybszego wydostania się z niego.
Wszyscy byli zadowoleni-kierowcy bo dostali w łapę a my bo byliśmy drodze do Bogoty.