W San Pedro wskoczyliśmy do szybkiej łodzi do Corozal.Łódź odpływa codziennie o 3pm .Można było o wcześniejszych godzinach wrócić do Belize City i stamtąd tłuc się chicken busem do granicy-nie mieliśmy na to ochoty.Trzecia opcja łódź do Chetumal w Meksyku przez dodatkowe opłaty graniczne odpuściliśmy.Jeszcze został samolot,awionetki co chwila wznosiły się w powietrze.
Pod wieczór dobiliśmy do Corozal.Od portu do granicy podjechaliśmy colectivo (5$ za 2 os)jeszcze z inną parą Belizyjską.Rozstaliśmy się na granicy.Lecz nie na długo.Po odprawie paszportowej postanowiliśmy nie dać się naciągać taxiarzom i samemu przejść do granicy Meksykańskiej.Po wyjściu na drogę szybko oceniliśmy sytuację i w momencie,gdy stwierdziliśmy że jednak bierzemy taxę podjechała do nas parka z którą jechaliśmy do granicy.Podzieliliśmy się kosztami i razem dojechaliśmy do Chetumal.A z Chetumal kolejną taxą bo było już za późno na autobus do Bacalar.
Przejście graniczne było dość specyficzne.Odległość jaka dzieliła Belize od Meksyku mierzyła około 3 km.Dość daleko,żeby iść z buta nawet dla nas.
Po jakiś 40 minutach byliśmy w Bacalar,zatrzymaliśmy się na campingu pod namiotem.Było już za późno na szwędanie się,został tylko pobliski sklep,lokalne piwko i kimonko.
Bacalar spokojne miasteczko położone nad brzegiem laguny.Obszar wzdluż linii brzegowej to tereny prywatne,zamknięte.
Przeszliśmy wzdłuż brzegu jakieś 6km,nie było miejsca,gdzie moglibyśmy się pomoczyć.Jedyne miejsce kąpielowe było niedaleko naszego kempingu.